Pisarz istnieje w małej przestrzeni swojego języka


Pisarz istnieje w małej przestrzeni swojego języka

„Zołóta Pektoral” nr 3 (24) / 2013 (Ukraina)

Z Wojciechem Pestką rozmawia Oleksandr Kłymenko

– Panie Wojciechu, jaki jest dla Pana sens pracy pisarza?

Chciałbym wierzyć, że taki sens istnieje obiektywnie. Że pisanie nie jest jedynie konsekwencją jakiejś genetycznej, psychicznej wady osobowości, nie wynika z potrzeby rekompensaty za doznane niepowodzenia albo jeszcze gorzej – upokorzenia, których życie nam nie szczędzi. Niezrozumiałe wydają mi się powody, dla których jeden człowiek uzurpuje sobie prawo do narzucania innym swojej filozofii życia i swojego rozumienia jego sensu (albo bezsensu). Nie jest od nich lepszy, jeśli już to raczej gorszy, bo nie uczestniczy we wspólnym wysiłku „walki o byt”, a zdobywa się jedynie na uniki i usprawiedliwienia. W interesie tego, co robi pisarz jest przekonanie innych o nadrzędnej roli takiego powołania, misji. Inna sprawa, że ci „inni” wyrażają na to zgodę, chcą, by ktoś inny mówił im, co mają czuć, jak oceniać świat, w ich imieniu wydawał sądy.
Gdybym miał użyć porównania: praca literata przypomina mi  rozpaczliwe wysiłki rozbitka, który na bezludnej wyspie pisze listy z prośbą o ratunek i w zalakowanych butelka wrzuca je do morza w czasie odpływu. Jest to trud w  podobnym stopniu beznadziejny, próba przełamania samotności, rozmowy z drugim człowiekiem, wołania o pomoc… Jednak niepozbawioną nadziei

– Każdy zawód może przyczynić się do doskonalenia człowieka. Ale według Josifa Brodskiego sztuka jest najpotężniejszym akceleratorem świadomości. W procesie pisania tekstu inaczej uruchamiane są możliwości człowieka, inaczej pojmowana jest przez niego filozofia życia, gdyż w akcie twórczym następuje jakaś substytucja oczywistej fizyki na metafizyczną niezrozumiałość. Jak wyjątkowe jest Pana zdaniem doświadczenie, które pisarz zyskuje w trakcie tworzenia dzieła sztuki?

Pisanie to przede wszystkim praca, praca, praca i upór zainwestowany w działalność, której efekt nie jest wymierny. Uczucia, które temu towarzyszą to nieustające wątpliwości i samotność. Nie ma możliwości skorzystania z pomocy innych w momencie podejmowania decyzji, w chwili stwarzania (ładnie nazwanej aktem twórczym). Jeszcze do tego specyficzne tworzywo: słowo. Nie coś uniwersalnego jak obraz, barwa, dźwięk, smak – pozbawionego barier, wspólnego dla wszystkich. Pisarz istnieje tylko w małej przestrzeni swojego języka, a język jest uwarunkowany geograficznie, kulturowo, historycznie…
Czy jest w tym żmudnym, wymagającym ascezy zajęciu coś wzniosłego? W przyglądaniu się słowom, sprawdzaniu ich zdolności do imitacji odcieni barw, uczuć, gry, jaką toczy z nami los? Na ile z układania słów udaje się wydobyć coś, co w słowach się nie mieści, jest tajemnicą człowieka, do której pisarz próbuje się zbliżyć?
Ta specyficzna materia zmusza literata do doskonalenia warsztatu pisarskiego, technicznej sprawności. Autor jest jak rzemieślnik, który poznać musi tajniki zawodu, żeby zostać mistrzem. Bo kiepski krawiec nawet z najlepszego materiału zrobi koszmarny garnitur. A słowo jest tym najlepszym, wprost wymarzonym materiałem…

– Nazwiska wielu polskich pisarzy są znane na całym świecie, a zakres polskiej literatury jest szeroki: od beletrystyki po prozę intelektualną. Jaki kontekst stylistyczny jest Panu bliski? W jakim środowisku gatunkowym czuje się Pan najbardziej komfortowo?

Kryterium decydującym o gatunku, formie, jaką przyjmuje tekst jest  teza, od której wychodzę zaczynając pisanie. Temat sam sobie szuka właściwej formy, właściwego języka, często ten proces trwa długo i nie zawsze kończy się sukcesem. To jest często ta nieracjonalna część pracy pisarza skazanego na intuicję, instynkt.
Wiersz przypomina trwający przez mgnienie oka rozbłysk, jest takim umysłowym przepięciem, jego siła bierze się ze zderzenia, które umyka słowom, jest ukryte pomiędzy nimi. Możliwość popełnienia błędu, użycia niewłaściwego słowa jest w wierszu bardzo duża. Proza pozwala zminimalizować ryzyko popełnienia błędu, słów jest tu zwykle więcej i odpowiedzialność za tezę rozkłada się równomiernie, rozprasza. Wymaga jednak żmudnej pracy, której charakter nie jest w niczym porównywalny z modlitewnym skupieniem właściwym poezji.

– W Pana dorobku literackim są zbiory poezji, tomiki opowiadań i esejów, opracowania biograficzne. Jakie tematy artystyczne najbardziej Pana interesują i co chciałby Pan przekazać czytelnikowi w swoich książkach?

Zawsze powód jest chyba ten sam, czy chodzi o wiersz, czy biograficzne opracowanie – próba zwrócenia uwagi innych na coś, co wydaje się ważne, istotne, godne przypomnienia, niepowtarzalne. Oczywistym warunkiem porozumienia się z odbiorcą jest szczerość, nawet jeśli prawda nie jest szczególnie porywająca, świadczy źle o naszej historii, nas samych, jest wstydliwa, często trudna do wyartykułowania dla autora. Szkoda czasu na wymyślanie mitów, życie prześciga nas, prowokując wyobraźnię tak nieprawdopodobnymi zdarzeniami, że nie trzeba uciekać się do zmyśleń.

– Kultura oparta jest na tradycji i jednocześnie wymaga ciągłego aktualizowania obrazu psychologii człowieka. I oczywiście każdy artysta ma własną wizję funkcjonowania sztuki współczesnej. Muzyk, aktor Piotr Mamonow powiedział: jest wielu prawosławnych świętych, aby każdy mógł wybrać najbliższych i najbardziej zrozumiałych. Zamiast tego Bóg jest jeden… Ekstrapolując te słowa na płaszczyznę rozumowania twórczości tradycyjnej i nowatorskiej, pytam: czy interesują Pana takie aspekty istnienia sztuki? Gdzie dla Pana osobiście kończy się tradycja i pojawia chęć eksperymentowania, wyjścia poza nabyte umiejętności zawodowe?

W zasadzie można powiedzieć, że odkąd człowiek zdobył świadomość siebie i powstały pierwsze zapisy nic się specjalnie nie zmieniło, może jedynie tło,  rekwizyty. Człowiek wciąż ma te same potrzeby, chce jeść, kochać… Sprawy ważne, które rządzą jego życiem, są od początku takie same. Próbuje nadać SENS  swojemu istnieniu. Jeśli coś się zmienia to zasób wiedzy o świecie, mechanizmach przyrody, możliwościach techniki. I sposób mówienia, sposób komunikacji musi odpowiadać tej nowej wiedzy społecznej. Tu pojawia się miejsce na eksperyment. Ale formalna strona dzieła jest sposobem, opakowaniem dla tego, co pisarz chce powiedzieć.

– Jakie nazwiska w sztuce światowej są dla Pana znaczące? Którego z polskich artystów uważa Pan za szczególnie bliskiego sobie?

Bardzo cenię sobie klarowność i logikę wywodów egzystencjalistów: ich dystans wobec rzeczywistości i człowieka. Z tego tytułu wymienię Martna Heideggera, Jeana-Paula Sarte’a, Alberta Camusa, Franza Kafkę, gdzieś obok pojawiają się dramaty Becketta… Ale równocześnie, chyba na zasadzie przeciwieństw, jestem pod ogromnym wrażeniem twórczości Gabriela Marqueza, jego książki otworzyły mnie na inny sposób postrzegania świata, inne brzmienia. W tym kontekście nie będą zaskoczeniem nazwiska polskich pisarzy: Witold Gombrowicz, Bruno Schulz, Stanisław Ignacy Witkiewicz – wielka trójca współczesnej literatury polskiej. I Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert z Tadeuszem Różewiczem jako mistrzowie–herosi po stronie poezji.

Panie Wojciechu, ma Pan przyjazne stosunki z wieloma ukraińskimi pisarzami. Oczywiste jest, że poziom komunikacji nie zależy od narodowości. Można jednak przypuszczać, że pewne różnice psychiczne zarejestrowane i odczuwane w czasie rozmowy, rozszerzające psychologię percepcji, wzbogacają rozmówców. Czego się Pan nauczył podczas rozmów z ukraińskimi kolegami?

Bardzo cenię prostotę i szczerość w kontaktach z innymi ludźmi, to są może wartości zanikające, ale ważne, na ich miejsce wchodzi marketing, który staje się swego rodzaju tarczą w międzyludzkich relacjach. Ukraina to świat do bólu prawdziwy, swoisty, wyidealizowany „autentyk” z prozy Schulza. I na tym tle ukraińscy pisarze poszukujący sposobu na określenie swojej tożsamości wydają mi się wyjątkowi. Jest w nich coś młodzieńczego, jakaś pasja, żarliwość, wielka ciekawość, cechy, których brakuje na starym kontynencie. To sprawia, że literacki środek ciężkości Europy przemieszcza się w te rejony.

– Wydawnictwo lwowskie Astrolabe opublikowało Pana książkę „Do widzenia w piekle” (2012), która jest próbą zrozumienia tragedii pierwszej połowy ubiegłego wieku, kiedy zdeptane zostały losy milionów, kiedy życie ludzkie, które mogło zostać odebrane w jakimkolwiek momencie, straciło swą wartość – w czasach wspomnianych w książce nawet „nie każdy mógł się pochwalić własnym grobem”. Skąd pomysł na napisanie książki?

To naturalna, zwykła potrzeba spłacenia długu wobec pokolenia skazanego na piekło wojny i zapomnienie. Realia polityczne w powojennej Europie, zwłaszcza na Wschodzie sprawiały, że starano ich losy albo zaanektować na potrzeby ideologii, albo o nich zapomnieć, zakłamać ich, obrzucić błotem. Wywierano na nich ogromną presję zmuszając do odstąpienia od wyznawanych wartości i zasad, wiary, języka, które kształtowały ich świat, zsyłano do obozów, rozstrzeliwano, torturowano, manipulowano ich świadomością, zmuszano do walki między sobą. Nie chciałem nikogo sądzić, nie wiem, jak każdy z nas reagowałby w tamtych warunkach poddany podobnym przeciążeniom.

– Pamięć o ludziach takich jak Rudolf Stefan Weigl (w książce opowiada o nim Aniela Rutkiewicz), który opracował szczepionkę przeciw tyfusowi i uratował miliony, a podczas okupacji uchronił wielu od śmierci, jest w pewnym sensie usprawiedliwieniem istnienia, w którym ludzki talent nie zawsze porusza się we właściwym kierunku…

Zwłaszcza że nie doczekali się wdzięczności po wojnie, prześladowani, zastraszani, oskarżeni o zdradę, umierali w nędzy z poczuciem żalu, przegranej. Nawet po śmierci wielu z nich nie doczekało się rehabilitacji. A ciężar ich losu, to brzemię wielkiej niesprawiedliwości niosą teraz ich dzieci.  To charakterystyczne nie tylko dla tamtego czasu zjawisko zmanipulowania PRAWDY przez aparat władzy „małych, zręcznych technologów od propagandy”, których nazwiska nigdy nie wyjdą z cienia. Dziś na każdym kroku na własnej skórze doświadczamy takich manipulacji i po jednej i po drugiej stronie. Z manipulacji pamięcią i świadomością zrobiono najstraszniejszą broń, narzędzie walki o wiele gorsze od rakiet i atomowej bomby.

– Bohaterowie książki, mieszkający obecnie w różnych krajach (Ukraina, Polska, Białoruś, Łotwa), musieli przejść przez prawdziwe piekło. Ich pamięć jest bolesnym świadectwem egzystencjalnego horroru II wojny światowej i totalitaryzmu, horroru, który niczym zardzewiały gwóźdź wbity w ludzkie umysły stał się częścią najnowszego (i oczywiście nie najlepszego) doświadczenia. W trakcie czytania książki wydaje się, że każdy z Pana rozmówców od lat czekał, aż jego pamięć zostanie zapisana na papierze. Jak Pan poznał bohaterów książki?

Powinienem podziękować w tym momencie za to, że los pozwolił mi ich spotkać. Prawdopodobieństwo jest przecież takie samo, jak wygrania w loterii liczbowej. Obszar rozległy, racjonalnie trudno wytłumaczyć, jakie działania techniczne są konieczne, żeby trafić na ich ślad, nawiązać kontakt, zacząć rozmowę. To z matematycznego punktu widzenia prawie niemożliwe, w każdym razie trudne. A jednak spotkałem tych ludzi na swojej drodze: w pociągu, na kwaterze w Karpatach, podczas przypadkowej wizyty w ośrodku zdrowia, na literackim kongresie. Każda z tych historii jest inna. I każda rozmowa bardzo trudna, bolesna.

– W książce trafiamy na słowa: „Idę – to moja życiowa zasada. Jeśli drugi człowiek wychodzi do mnie, otwiera drzwi, zaprasza. Jest takim samym dzieckiem, urodzonym z kobiety i tak samo śmiertelnym, jest moim bratem" Oczywiście takie myśli istnieją jako odzwierciedlenie ludzkiej filozofii, jej duchowych i moralnych przekonań?

Myślę, że te słowa wypowiedziane przez nieżyjącego już ks. Ludwika Rutynę z Buczacza są cecha wspólną wszystkich moich rozmówców: otwartość na drugiego człowieka, poczucie skromności i pokora. Nie wiem czy to nie to właśnie było tym elementem ich sposobu życia, z którego brała się ich siła, zdolność do przetrwania, odporność na okrucieństwo, które czaiło się wokół. Mimo tych tragicznych doświadczeń zachowali radość, pogodę ducha.  Nie rzucają oskarżeń, nie użalają się nad swoim losem, nie żądają niczego dla siebie, nie narzekają na niesprawiedliwość. Są gotowi pomagać.

– W Polsce zbiór reportaży  „Do zobaczenia w piekle” ukazał się w 2009 roku. Książka została uhonorowana Nagrodą Marszałka Województwa Mazowieckiego i nominowana do Nagrody im J. Mackiewicza za najlepsze dzieło historyczne. Wiem, że reakcja na książkę w Polsce nie była jednoznaczna…

Nie miałem zamiaru napisania książki, która by była „za czymś albo przeciw komuś”, chciałem zachować się uczciwie wobec moich rozmówców, a także wobec siebie. Nie miałem zamiaru dostarczać argumentów politykom albo innego rodzaju ugrupowaniom społecznym czy wyznaniowym, wpisywać się w ideologiczne  manipulacje. Nie potępiałem, nie oskarżałem, nie przyznawałem racji. To wywołało krytykę, zarzuty, nawet agresję w mediach reprezentujących różne środowiska. Udało mi się sprowokować zgodne sądy zwalczających się na co dzień ugrupowań z lewej i z prawej strony sceny politycznej. Wręcz powiem, że nie byłem w stanie ogarnąć tego procesu, przeczytać wszystkich recenzji, wysłuchać wszystkich audycji, uczestniczyć we wszystkich dyskusjach, jakie wywołała książka.
Wciąż uważam, że ostateczny sąd nad historią, którą przywołuję, należy nie do mnie, a do czytelnika, to on powinien to uczynić w zgodzie ze swoim sumieniem i swoja wiedzą. 

– Ponieważ wielokrotnie uczestniczył Pan w tłumaczeniu utworów poetyckich i prozatorskich autorów ukraińskich i ma doświadczenie w tej dziedzinie, chcę zapytać, jak Pan ocenia tłumaczenie książki „Do widzenia w piekle” autorstwa Andrija Pawłyszyna?

Los jest dla mnie bardzo łaskawy, nie mogłem zażądać od losu więcej, nawet nie marzyłem o tym, że Andrij Pawłyszyn zechce tłumaczyć moją książkę. Zwłaszcza że wcześniej dwu innych tłumaczy odmówiło, obawiając się reakcji, jakie książka może wywołać na Ukrainie. Słyszałem o tłumaczonych przez Andrieja esejach Herberta, Miłosza, listach Schulza, uważałem go za najlepszego z ukraińskich tłumaczy z języka polskiego, więc moja radość, kiedy dowiedziałem się o tym, była ogromna. Jest znakomitym, bardzo rzetelnym, niezwykle wnikliwym tłumaczem o ogromnej wiedzy – mistrzem słowa. I bardzo pracowitym. Później poznałem go osobiście i jestem dla niego pełen podziwu. Ma w sobie tą niezwykła pogodę ducha, która towarzyszyła w życiu bohaterom z mojej ksiąski.

–  Na książkę zareagowali znani ukraińscy pisarze, w tym Jewhen Baran, Wasyl Slapchuk i Serhij Dziuba. Jak podobne / różne jest postrzeganie książki na Ukrainie i w Polsce? Czy jest Pan zadowolony z ukraińskich recenzji książki?

Atmosfera podczas spotkań autorskich na Ukrainie przypomina tę z Polski, padają trudne pytania, zarzuty, a nawet czasami oskarżenia. To znaczy, że potrzebna była taka książka, że problemy są wciąż żywe, czekają, że trzeba pozwolić, by te trudne tematy zostały poddane społecznej dyskusji zanim zrodzą się z tego demony. Czytałem recenzje, są bardzo rzeczowe i uczciwe, wiem, że kryterium rzetelności, szczerości i wierności sobie jest dla ich autorów bardzo ważne. Za to chciałem im podziękować, ich uwagi i refleksje, są dla mnie bardzo cenne, wciąż czegoś mnie uczą.

A książka… książka żyje swoim życiem i to daje nadzieję i satysfakcję

Розмовляв Олександр Клименко Луцьк 2013 р.

© 2021 WOJCIECH PESTKA

Korzystając z naszej strony automatycznie przekazujesz nam informację o sposobie, zachowaniu, urządzeniu i czasie jej odwiedzenia.

Pliki cookies

Nieniejsza strona internetowa korzysta z plików cookies zapisywanych w twoim urządeniu, co umożliwia prawidłowe prezentowanie Tobie zawartych w niej treści. Możesz wyłączyć lub zablokować tylko tą domenę w twojej przeglądarce stron internetowych pozwolenie na zapisywanie plików cookies. Jednakże uniemożliwiając ich gromadzenie korzystanie z niniejszej strony może okazać się niemożliwe. Pliki cookies są niewielkimi porcjami danych i zawierają tylko i wyłącznie informacje ogólne na temat odwiedzonych adresów, nie przechowują żadnych danych osobowych.

Dane pamięci podręcznej

Strona niniejsza korzysta z danych tymczasowych zapisywanych na twoim urządzeniu. Dane tymczasowe są to składowe elementy niniejszej strony, jak na przykład zdjęcia lub obrazy tła. Zapisanie danych tymczasowych pozwala na płynniejsze działanie tej strony na twoim urządzeniu pozwalając na ich odczyt z pamięci podręcznej twojego urządzenia bez potrzeby każdorazowego pobierania tych samych elementów z serwera. W celu usunięcia tych danych wyczyść pamięć podręczną w swojej przeglądarce stron internetowych lub dane tylko dla tej domeny.

Wojciech Pestka

poeta, prozaik, tłumacz, scenarzysta