Image

Nie mam gdzie wrócić

W kręgu twórczości WojciechaPestki


dr hab. Wojciech Kajtoch

Wydawnictwo Wysoki Zamek Kraków 2022

Fragmenty książki biograficznej: „Nie mam gdzie wrócić. W KRĘGU TWÓRCZOŚCI WOJCIECHA PESTKI”

dr hab. Wojciech Kajtoch

O twórczości i życiu Wojciecha Pestki, upartego studenta wszystkich fakultetów i poszukiwacza życiowej mądrości, a także jedlniańskiego poety, prozaika, reportera, tłumacza, scenarzysty i dramaturga.

Pisarz przyszedł na świat 27.11.1951 r. w Pionkach, jako syn Władysława Pestki urodzonego w Trzemesznie i Zofii z domu Rojek ze wsi Poświętne koło Pionek.

Rojkowie byli gospodarzami, a dziad pisarza – Antoni – uczestnikiem wojny rosyjsko-japońskiej, a później, w okresie międzywojennym, wiejskim kowalem. Dziadek ze strony ojca, Jan Pestka, był przedwojennym przedsiębiorcą budowlanym ożenionym z Heleną z domu Odasz. W 1922 roku rodzina przeprowadziła się z Trzemeszna do Pionek, gdyż dziadek Jan wygrał przetarg na prace ciesielskie na budowie Państwowej Wytwórni Prochu i Materiałów Kruszących.

Zdjęcie rodzinne, od lewej dziadkowie Helena Pestka (uczestniczka  strajku dzieci we Wrześni, 1901) i Józef Pestka (uczestnik bitwy pod Verdun, 1916), rodzice Zofia i Władysław Pestkowie, od lewej siostry Anna i Maria, z książką Wojciech Pestka (Pionki 1960)

Ojciec Wojciecha Pestki, Władysław, w młodości terminował w zakładowym sklepie, a później, w okresie wojny, zajmował się okupacyjnym drobnym handlem, wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec – uciekł i ukrywał się w okolicach Kodnia walcząc w AK-owskiej partyzantce. Podczas rozbrajania oddziału przez sowietów podał fałszywe nazwisko i zbiegł, unikając wywózki w głąb Rosji, do Lublina, gdzie zaciągnął się do 2. Armii WP. W bitwie pod Budziszynem był czołgistą, a w okresie powojennym pod dowództwem Świerczewskiego walczył z UPA. Po demobilizacji zatrudnił się jako cywilny pracownik Wojska Polskiego w 11. Przedstawicielstwie Wojskowym w Pionkach. W 1949 roku ożenił się z Zofią Rojek.

Ich syn, Wojciech Pestka, był zatem dziedzicem co najmniej dwóch społeczno-zawodowych tradycji i związanych z nimi mentalności – miał szansę połączyć chłopską pracowitość i upór z elastycznością, wynalazczością i przedsiębiorczością, charakterystycznymi dla handlowców i klasy średniej. Z innej strony patrząc – rodzina łączyła także tradycje Kongresówki i Poznańskiego.

Pisarz wyniósł też z domu przekonanie o ważności spraw duchowych – dziadek Jan był „niepokorną owieczką”, ostatecznie popadł w konflikt z miejscowym proboszczem, co ważne – w imię religijnych wartości walcząc z hipokryzją, a ponadto jeden z wujów – Antoni – był zakonnikiem i długoletnim proboszczem kodeńskiej parafii.

Natomiast tą tradycją polską, którą Wojciech Pestka odkrył dla siebie już później, gdy w 1973 ożenił się z polonistką Danutą Szegdą, była pamięć o represjach, które spotkały Polaków na Wschodzie. Sam miał okazję zaobserwować działanie bardzo już zliberalizowanego radzieckiego systemu w 1980 roku, kiedy to został z ZSRR w trybie nagłym deportowany.

Zanim jednak ów splot rodzinnych tradycji w połączeniu z doświadczeniami własnego życia miał okazję ujawnić się literacko, bohater szkicu był zwykłym chłopakiem ze stalinowskiego blokowiska, może tylko ujawniającym w szkole zdolności matematyczne i społeczno-dziennikarskie zacięcie (prowadził gazetkę szkolną).

W 1969 roku świeżo upieczony maturzysta – absolwent liceum ogólnokształcącego w Pionkach –rozpoczął studia matematyczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Znalezienie się w prężnym ośrodku uniwersyteckim musiało być dla młodzieńca z prowincji nie lada wstrząsem – i szansą na rozwinięcie talentów. Od razu i z zapałem rozpoczął „studenckie życie” – towarzyskie, literackie, kulturalne. Musiał bardzo szybko dać się poznać jako niezły organizator i dobry kolega, skoro już około 1970 roku założył teatr studentów Uniwersytetu Wrocławskiego Tremo.

Image
Teatr Studentów WSP w Częstochowie przed budynkiem Teatru Współczesnego we Wrocławiu, pierwszy rząd pierwszy od prawej Wojciech Pestka (1976)

W latach 1972–1974 Wojciech Pestka studiował na lubelskim UMCS, w 1974 był już programistą w sandomierskiej Hucie Szkła Okiennego, w 1975 został młodszym asystentem na Wydziale Mat.-Fiz.-Chem. Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie, ale lata siedemdziesiąte minęły Wojciechowi Pestce głównie pod znakiem uczestnictwa w tzw. kulturze studenckiej, czyli szeregu przedsięwzięć artystycznych, literackich, kulturalnych, które samorzutnie i amatorsko tworzyli studenci (a była to w czasach PRL elita młodej inteligencji), korzystając z organizacyjnego zaplecza budowanego przez wielką, ogólnopolską organizację studencką Zrzeszenie Studentów Polskich (a później Socjalistyczny Związek Studentów Polskich), wyższe uczelnie, lokalne władze. Jej treści i znaczenie, jak sądzę, celnie ujął Edward Chudziński: „była w PRL-u przestrzenią na swój sposób uprzywilejowaną, enklawą większej wolności twórczej, azylem dla niepokornych bądź zbuntowanych artystów, wreszcie miejscem artykulacji i cyrkulacji nowych idei i wartości, które najpełniejszy wyraz znalazły w światopoglądzie kontrkulturowym.

Główny wyróżnik tej kultury, jej studencki status miał walor swoistej nobilitacji i przesądzał o kwalifikacji do kultury wysokiej”.

Istniała od października 1956 roku, ale na początku lat siedemdziesiątych, w pierwszych latach rządów Edwarda Gierka, kiedy pragnął on uchodzić za reformatora i liberała, zjawisko rozkwitło – to wtedy powstał krakowski Teatr STU czy Teatr Ósmego Dnia, kilkanaście studenckich czasopism literacko-kulturalnych (np. krakowski „Student” – nieformalny organ poetyckiej grupy Teraz – m.in. Juliana Kornhausera i Adama Zagajewskiego), odbywały się krajowe i światowe festiwale studenckiej kultury, studenckich teatrów, słynny festiwal kabaretów FAMA, liczne festiwale piosenki, a liczbę grup poetyckich, klubów jazzowych i filmowych, chórów, zespołów muzycznych i innych można było liczyć w dziesiątkach, a może i setkach. Ponieważ nie stawiano żadnych estetycznych wymagań (cenzura, bardzo w wypadku studenckich twórców liberalna, skupiała się na politycznych konkretach), serio można było mówić o wolności twórczych poszukiwań.

Bohater mojego szkicu był bardzo aktywnym uczestnikiem i animatorem kultury studenckiej. Lista przedsięwzięć, które prowadził i w których uczestniczył – jeśliby ją zestawić – byłaby niezwykle długa.

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na rzecz ważniejszą: ona ukształtowała go jako pisarza (…).

Image
Grupa poetycka „Samsara”, od lewej: Wojciech Pestka, Stanisław Królik, Marek Kusiba, Zbigniew W. Fronczek (Lublin 1973)

Młodzieńcze wiersze (wedle dzisiejszego, młodoliterackiego nazewnictwa – „z rymami”) zaczął rozsyłać po redakcjach około 1970 roku, wtedy też nastąpiło ważne spotkanie i rozmowa o poezji z Tymoteuszem Karpowiczem w redakcji „Odry”. Zadebiutował jednak dopiero w 1972 roku w lubelskiej „Kamenie”, a dalszym krokiem ku poważnej literaturze, mocniejszym wejściem w lubelskie środowisko literackie, okazało się uczestnictwo w roku 1973 w niezbyt poważnym i ponoć głównie towarzyskim przedsięwzięciu – grupie poetyckiej „Samsara”, organizującej happeningi, preferującej sztukę ponadindywidualną i wieloautorską, co manifestowało się m.in. w podpisywaniu każdego wiersza czy programowego dokumentu nazwiskami wszystkich członków grupy.

W zasadzie historia Wojtka Pestki – dojrzałego poety – zaczyna się od wydania w 1976 roku dwóch skromnych poetyckich arkuszy zatytułowanych Zwykła rozmowa i Miasto. Pokazały one ten sposób rozumienia liryki, który – rzecz jasna, udoskonalany – obowiązuje też w dalszych tomikach twórcy. Pestka tak rzecz opisywał: „jako matematyk mam narzędzia, które przeniesione w inną przestrzeń tworzenia dają możliwości wydobycia innego tonu, sięgnięcia po inne odcienie, pozwalają mi się różnicować, mówić swoim głosem. Służy temu logika, te wszystkie matematyczne techniki dowodzenia czegoś, wnioskowania, tworzenia różnego rodzaju teoretycznych światów czy selekcjonowania cech istotnych dla jakiegoś obiektu, badania struktury”.

Gdy patrzę dzisiaj na Wojciecha Pestkę z lat siedemdziesiątych, wyobrażam go sobie jako człowieka, który mógł czuć się w miarę spełniony. Miał żonę i dzieci, pracował naukowo (wówczas prestiż naukowców był o wiele większy niż dzisiaj), i to w prawdziwie apolitycznej dziedzinie, pisał wiersze i działał na ulubionym polu „studenckiej kultury”. Od polityki trzymał się z daleka („nie byłem walczącym z komuną radykałem, raczej zdroworozsądkowym liberałem”). Szczęśliwym trafem nawet radomski Czerwiec 1976 tej równowagi nie naruszył („Ojciec […] w piątek 25 czerwca na wieść o strajkach pojechał do Radomia, żeby przyłączyć się do robotników. Wrócił zdruzgotany, miał powiedzieć: to nie robotnicy, to kryminaliści, którzy palą i rabują sklepy”). Oczywiście sielanki nie było – zapewne jak wszyscy młodzi ludzie nie miał mieszkania ani pensji starczającej do pierwszego, a działalność kulturalna wymagała gotowości do kompromisów z cenzurą i władzami, dość uciążliwej, bo musiał wiedzieć, że sytuacja w kraju, zwłaszcza na polach literatury, gospodarki i sposobu sprawowania władzy, pozostawia wiele do życzenia. Pewnie, jak i cała polska inteligencja (poza może najbardziej wpływową lub dzierżącą władzę częścią partyjnego aparatu) rządzących nie lubił, wiedział, że wszystkich swoich marzeń nie spełni – ale jakoś żyć się dało. I oto nagle nastąpiła dramatyczna katastrofa: młody poeta znalazł się „po drugiej stronie rzeczywistości”, tej w miarę możliwości ukrywanej przed obywatelami, gdzie panowały: „prawo pięści”, samowola władzy i stosunkowo lekkie – ale jednak represje. Pestka w 1980 roku w trybie nagłym został zmuszony do zwolnienia się z pracy. Wykorzystując wspomnienia pisarza, można dokonać następującej rekonstrukcji: „o tym, że mam się stawić w kadrach, poinformowała mnie kierownik instytutu, przy rozmowie był obecny sekretarz uczelnianej POP […] otrzymałem propozycję nie do odrzucenia: albo zostanę zwolniony dyscyplinarnie z wilczym biletem […] albo zwolnię się sam (bez negatywnych konsekwencji), i dwa dni na podjęcie decyzji […]. Wybrałem to drugie (żona w tym czasie dostała przydział na mieszkanie i propozycję awansu) i wróciłem do domu rodziców w Pionkach”. Nie tylko go zaszantażowano, ale i podwójnie oszukano. Po pierwsze, bez formalnego, kryminalnego albo dyscyplinarnego pretekstu nie tak łatwo było w 1980 roku zwolnić w Polsce pracownika naukowego – weryfikacje i zwolnienia nastąpiły dopiero w stanie wojennym, po 13 grudnia 1981 (chociaż oczywiście można było nie dać mieszkania jego żonie). Po drugie, negatywne konsekwencje jednak były: Pestkę zaczęło „odwiedzać” SB, a przede wszystkim zadziałał nieformalny mechanizm „wilczego biletu”. „Ostrzegano” przed nim ewentualnych pracodawców, miał zostać bezrobotnym inteligentem. To, co wiem o peerelowskiej rzeczywistości, każe mi uznać (zdaję sobie sprawę, że w tym momencie piszę powieść, a nie naukowe opracowanie), że przeciw poecie sprzysięgły się siły o wiele potężniejsze niż uczelniana PZPR… Zwykle w takiej sytuacji poddany represjom delikwent musiałby w końcu się poddać, kornie poprosić o wybaczenie niepopełnionych błędów i pójść na wiadomy kompromis. Ale Pestka okazał się o wiele twardszy, niż sądzono, można metaforycznie powiedzieć, że zagrała w nim krew przodków – chłopów i żołnierzy. Nie uległ i zdecydował się na krok wówczas bezprecedensowy: „Kiedy okazało się, że nie mogę dostać pracy w szkole jako nauczyciel matematyki (brak kwalifikacji) ani nigdzie indziej (wrogi stosunek do socjalistycznej rzeczywistości), otrzymałem od gminy propozycję przejęcia gospodarstwa dziadków (pod warunkiem zdobycia rolniczych kwalifikacji). Ukończyłem zaocznie kurs rolniczy, zdałem egzamin i zostałem właścicielem ziemskiej posiadłości (łąka i ziemia orna o łącznej powierzchni 4,34 ha, drewniany dom wsparty na dębowych przyciesiach z chlebowym piecem i stodoła kryta słomą)”.


Gdy młody asystent, poeta i animator osiadł na gospodarce pozostałej w Poświętnem po dziadku-kowalu, chyba był w rozpaczy – pisząc czy opowiadając o tym wydarzeniu, powtarza: „wydawało mi się, że świat się dla mnie skończył”, „myślałem, że mój świat się zawalił”, „wydawało mi się, że runął cały mój świat” [Pestka, Szegda 2017]. I nie było w tym przesady, bo trudno o większy kontrast między środowiskami niż ten pomiędzy światem studencko-młodoliteracko-asystenckim – zamieszkanym przez „dzieci we mgle” nieceniące (przynajmniej oficjalnie) dóbr materialnych, posiadające w tamtych czasach sporo wolnego czasu, przejmujące się głównie kwestiami literatury, ideologii i sztuki – a światem chłopskim, do bólu pragmatycznym, zaciętym, pracującym naprawdę ciężko i bez żadnych urlopów, ceniącym swój honor, ale i pieniądze. W dodatku Pestka niewiele wiedział o rolnictwie, jako człowiek niepewny i skonfliktowany z władzą był dla gromady niebezpieczny, musiano przyjmować go jako „miastowego frajera” albo w ogóle nie wiadomo kogo. I choć był z miejscowej rodziny i trafił też na ludzi przychylnych – np. naczelnika gminy, który umożliwił mu objęcie gospodarstwa, czy miejscowego proboszcza – to początki gospodarzenia musiały być niezwykle trudne, w dodatku takie przeprowadzki z reguły powodują komplikacje rodzinne. Jednak były też korzyści, więc bilans dwudziestoletniego gospodarzenia na roli okazał się zdecydowanie pozytywny. Pisarz dziś stwierdza: „Wtedy myślałem, że mój świat się zawalił, dziś jestem wdzięczny Bogu i partii”, a ja mogę hipotetycznie owe pozytywy określić i je wymienić. W punktach:

- pisarz przezwyciężył uprzedzenia i zyskał w nowym środowisku trwałe poważanie,

- przekonawszy się o swej sile, musiał uwierzyć w siebie,

- posiadł umiejętność pracy na roli i zyskał doświadczenie ekonomiczne, a więc realną, życiową wolność,

- uniknął fali irracjonalizmu i politycznej histerii lat osiemdziesiątych,

- na własnej skórze nauczył się cenić to, co ważne i szanować tych, którzy na szacunek zasługują,

- unikać zaś tego, co naprawdę niebezpieczne i nie dać się zwodzić pozorom,

- generalnie zwyciężył w „walce ze wsią, przyrodą, […] wyobrażeniami o sobie”.

Gdy więc Wojciech Pestka około roku 2000 znów poważniej zajął się literaturą i (już na drugim miejscu) kulturalną działalnością, to – nie zatracając ideałów, w których wyrósł i w które wierzył jako młody człowiek – stał się innym Wojciechem Pestką, innym pisarzem. Obok liryki mógł uprawiać prawdziwą, realistyczną, psychologiczną i społeczną, a nawet dokumentarną prozę. Sięgać po tematy najważniejsze. A przede wszystkim z tego swoistego czyśćca wyszedł jako pisarz wolny, który nie musi przed nikim się usprawiedliwiać, nie musi nikomu (w tym i sobie samemu) ani niczemu służyć – żadnym mecenasom, konwencjom, formom czy ideologiom, nie musi z niczego się tłumaczyć. (…)

Image
Wojciech Pestka w Ostródzie

Powrót do pisania, rozpoczęty około 1990 roku, Pestka tak wspomina: „Śmierć ojca [11.04.1990], który pomagał mi i towarzyszył w mojej walce ze wsią, przyrodą, moimi wyobrażeniami o sobie, była jak uderzenie prądem elektrycznym. Zrozumiałem, że lepiej ułożyć się ze sobą i światem, niż z nim walczyć. Wtedy zaczęły powstawać opowiadania ze zbioru „Ballada o żyletce”, były próbą określenia swojego miejsca w świecie pomiędzy przeszłością i przyszłością, śmiercią i życiem, tym, co w środku i na zewnątrz, mitologizacją rzeczywistości. Za tym poszły nieśmiałe próby publikowania: »Twórczość«, »Odra«, »Lublin«. (…)


Zainteresował go pewien opuszczony grób. Tak odpowiedział na moje pytanie o książkę „Jak mało… ks. Józef Gacki (1805–1876) zarys biografii” (Radom 2012), która na tle jego twórczości wydała mi się bardzo nietypowa: „Jeśli chodzi o ks. Gackiego, jego zaniedbaną mogiłę zaraz na początku mojego „pobytu” na wsi znalazłem na starym cmentarzu (przechodząc przez żeliwny płot :-)), który graniczy z moją posesją. I z tym naszym spotkaniem długo się nosiłem, próbując się czegoś dowiedzieć od przedstawicieli lokalnej administracji i duchownych diecezjalnych – a ponieważ zbywano mnie jakimiś ogólnikami, tym większą irytację i ciekawość budziła we mnie postać byłego proboszcza. Dlatego postanowiłem napisać rodzaj zarysu biograficznego skierowanego do młodzieży, żeby spopularyzować życie i zasługi księdza”

W istocie powstała publikacja, zawierająca ok. 100 stron życiorysu nasyconego cytatami z dokumentów oraz wybór materiałów źródłowych, indeks nazwisk itd., pisana prostym językiem i mająca cechy popularnonaukowe, przynosząca informację o postaci zapomnianej, acz nietuzinkowej (zasłużony dla polskiej oświaty pijar, w okresie powstania listopadowego ważny działacz Towarzystwa Patriotycznego i kapelan w korpusie Dwernickiego, działacz patriotyczny w dobie powstania styczniowego, zwolennik „pracy u podstaw”, historyk regionu, długoletni proboszcz Jedlni), o człowieku, który nie poddawał się i – choć historia była przeciw niemu – z powodzeniem „robił swoje”. Pisarz zapewne odczuł pewne analogie swojej i Gackiego drogi życiowej, dał swojej „małej ojczyźnie” patrona, a przede wszystkim zyskał umiejętności historyka, które wykorzystał w reportażach i kolejnej powieści, którymi – jak uważał – spłacał „życiowe długi”.


Bohater mojego szkicu tak wspomina genezę powieści „Powiedzcie swoim… (powieść polityczna)” (Kraków 2013), utworu, który czytałem, nie ukrywam, z wielkim zainteresowaniem i estetycznym ukontentowaniem: „Spłacałem dług wobec swojego ojca, miasta, które nie potrafiło zmierzyć się z wydarzeniami 76: pacyfikacją protestów, prześladowaniami uczestników, wszechobecną traumą – naiwnie próbowałem zdjąć z miasta klątwę i pokazać, jak bardzo zmanipulowany był przekaz dotyczący robotniczych strajków. Dla mnie była to książka o nieuczciwości i uczciwości – cyniczny i pozbawiony emocji bohater ma bardzo wyraźnie określone zasady, szuka dla siebie godnego przeciwnika i okazuje szacunek jedynie tym, którzy potrafili mu się oprzeć”. Na czym polegał „dług wobec ojca”? Rozumowanie Wojciecha Pestki wyobrażam sobie mniej więcej tak: ojciec, jak i większość Polaków, w sprawie Radomia został oszukany. Umarł jednak zbyt wcześnie, aby mieć szansę poznać prawdę – ja to uczynię zamiast niego… Natomiast to, co zostało wyżej powiedziane o Radomiu i naiwnej nadziei autora, pozwala mi popuścić wodze fantazji. Jasne, że radomianie po stłumieniu buntu musieli w swej części uwierzyć propagandzie (jak na swoje czasy była ona wystarczająco fachowa, a milicja i SB sprawnie fabrykowała dowody na jej prawdziwość), ale przecież już ponad dwadzieścia lat minęło od 1989 roku, więc prawda już dawno powinna do wszystkich dotrzeć. Tak się jednak nie stało, co więcej – wcale jej nie ustalono i dopiero teraz jest szansa na jej odkrycie. Dlaczego nie ustalono? – tu już całkowicie zdejmę wyobraźni wędzidło – może dlatego, że nikt jej nie poszukiwał, bo wygodniej było jeden przekaz propagandowy zastąpić drugim. Po zmianie ustroju radomianie, po czerwcu 1976 obwołani diabłami, stali się aniołami – a tu nadal veritas est in puteo. Nie wiem, czy pisarz tak rozumował, ale naprawdę wiele zrobił, by ustalić prawdę obiektywną, wkładając w usta narratora czy różnych bohaterów i politologiczną analizę skutków reformy administracyjnej zwiększającej w Polsce ilość województw, i różne interpretacje samych zamieszek, kreśląc różne scenariusze tego, co zaszło czy też zajść mogło, przytaczając dokumenty archiwalne lub świadectwa uczestników – a z drugiej strony przykłady partyjnej propagandy szerzonej w mediach. Nie wiem, czy miał poczucie wygranej, ale na pewno na końcu z siebie zażartował. „Powiedzcie swoim…” z pewnością nie jest powieścią polityczną. Utwór w tym gatunku wzywa do zajęcia wyrazistego stanowiska, wręcz zmusza do posłuszeństwa jakiejś idei, agituje za nią – i jedynie mniej lub bardziej fortunnie to ukrywa. Powieść Pestki jest raczej „powieścią antypolityczną”, bo w sposób wyważony przedstawia rację różnych stron i widzi w radomskim buncie wiele płaszczyzn. (…)

Największym jednak novum i największym osiągnięciem „powracającego z niebytu” pisarza okazały się jego reportaże, które zebrał w trzy tomy wydane między 2009 a 2020 rokiem (od mniej więcej 2005 liczne z nich ukazywały się też w prasie). Myślowy proces, który zrodził Pestkę reportera, uruchomiła śmierć teścia pisarza, Mikołaja Szegdy, pierwszego sierpnia 1998 roku. Pisarz wspominał: „Nasze odkładane na później rozmowy o obozie, Workucie, Wschodzie, nagle zawisły w próżni. Pojechałem na Ukrainę spłacić dług, dałem się zaskoczyć, to byli zupełnie inni od moich wyobrażeń ludzie: Ukraińcy, Białorusini, Litwini, Łotysze, Rosjanie, powstała książka reportaży Do zobaczenia w piekle. Miałem wrażenie, że moi rozmówcy całe życie czekali na mnie (to nie pycha mówi przeze mnie) i potrzebowali tej rozmowy ze mną, żeby wyrzucić z siebie ból i oczyścić pamięć, zamknąć swoje życie z czystą kartą” [Pestka, Kłymenko 2013].

Image
Promocja ukraińskiego wydania Do zobaczenia w piekle, od lewej: tłumacz Andrij Pawłyszyn, Wojciech Pestka (Równe 2012)

Jak się zdaje, tym razem „spłata długu” miała polegać przede wszystkim na przywróceniu pamięci wojennych i powojennych losów, a także na próbie zrozumienia sensu tego, co działo się z Polakami (i nie tylko z Polakami) na Wschodzie – zapewne sensu nie tyle ideologicznego, ile moralnego; polegać więc na próbie skonstruowania swego rodzaju teodycei, na zrozumieniu, co pomogło im przeżyć i czy istnieje jakaś racja uzasadniająca ich cierpienie. Tak przynajmniej rozumiem pierwszą i dwie ostatnie zwrotki wiersza „Na tym zdjęciu…” z niewydanego tomu „Ruchome obrazy…”:

Nic nie jest czytelne w wymowie i jednoznaczne
Namiot nieokreślonego miejsca
Naczynie, z którego wyciekł czas
W rybim oku soczewki
Tylko mgła historii, pleśń niepamięci
Falowanie obrazu, jakie przynosi oddalenie
[…]
W twarzach zamiast oczu
Gęstniejące w powadze czarne plamy oślepionego
atramentu
Syberia wypolerowana do kości i nieczuła oglądana pod lupą
Obozowa kompozycja na pięć postaci i młodą
parę
Szukającą ocalenia w miłości
W zbliżeniu, jakie daje tamta szklana wypukłość
Nie wiadomo, która strona
Odwrotna
Która
Należy do zbawionych
Image
Uroczystość wręczenia odznaczenia: „Za Wierność Przesłaniu Poety” Ukraińskiej Fundacji Kultury oraz krzyża „Za Męstwo i Honor” Stowarzyszenia Weteranów Afganistanu. Od lewej: Wojciech Pestka, Konsul Generalny Ukrainy Wasyl Pawluk (Lublin 2016)

Pisarz po śmierci teścia zdał sobie sprawę, że już nikt mu tych spraw nie wyjaśni, że musi dowiedzieć się sam, jak było – szukając odpowiedzi, zaczął jeździć na Ukrainę i przez lata kontynuował te podróże. Efektem były trzy zbiory artystycznych reportaży o powtarzającym się podtytule „Kresowa Apokalipsa”: „Do zobaczenia w piekle” (2009, II wyd. 2019), „Gdyby Polacy nie byli Polakami” (2019), „Diabelska maszyna do szycia” (2020). Owa powtarzalność podtytułu uprawnia, jak sądzę, do traktowania tych tomów jako jednej całości liczącej 55 reportaży zajmujących z górą 950 stron druku, których wspólnym mianownikiem jest zainteresowanie wydarzeniami ważnymi dla krajów za naszą wschodnią granicą: Ukrainy, Litwy, Łotwy, Białorusi, Rosji oraz tym, co w połowie XX wieku Polacy przeżywali na Kresach. Aby spróbować dokonać charakterystyki tego imponującego wielkością reportażowego dzieła, powstałego na przestrzeni co najmniej 15 lat, spróbuję pokazać jego rozwój, powiększanie się, sięgając do twardych danych: Pierwsza książka o „Kresowej Apokalipsie” zawiera 15 reportaży – rozmów z bohaterami wspominającymi własne życie lub życie znaczących dla kresowych okolic postaci. Te postacie to: Bruno Schulz, Stanisław Vincenz, Stefan Weigl. Współrozmówców będących głównymi bohaterami reportaży jest piętnastu: sześcioro Polaków i Polek, którzy zaznali przesiedleń, deportacji, syberyjskich łagrów (w tym dwoje szczególnie prześladowanych przez UPA), jeden Polak z Rygi – radziecki dziennikarz i dysydent, kolejny Polak – współczesny działacz Związku Polaków na Białorusi. W sumie ośmiu Polaków: sześciu ze starszego, wojennego pokolenia, a dwóch nieco młodszych. Mamy następnie trzy Ukrainki więzione za czasów radzieckich za niepodległościową działalność na rzecz Ukrainy, dwóch współczesnych białoruskich pisarzy – opozycyjnych wobec Alaksandra Łukaszenki i Knuta Skujenieksa – znanego poetę łotewskiego przez prawie dekadę od początku lat sześćdziesiątych XX wieku więzionego w łagrach. Pod względem geograficznym rozmowy dotyczą Drohobycza (2 rozmowy), Borysławia, Huculszczyzny, Buczacza, okolic Tarnopola, Lwowa (2), Kamieńca, Łucka, Mińska (3), Chatynia pod Mińskiem, Rygi (2), przewijają się tematy: Uzbekistanu, Kołymy, Workuty, Mordowii. Jak widać, Pestka przebywał przede wszystkim na Ukrainie, Białorusi, Łotwie (plus wypad do Rosji), interesował się zwłaszcza wojennymi i powojennymi życiorysami kresowych Polaków, ale także losami Ukraińców i bieżącą sytuacją na Białorusi. Sięgnął także po tematy będące w Polsce nieomal tabu, pokazując, że UPA i OUN z ukraińskiego punktu widzenia były organizacjami patriotycznymi. Nic więc dziwnego, że nie tylko w Polsce znaleźli się niechętni krytycy, ale także na Ukrainie. Przy okazji pisarz uświadomił im te fakty, o których albo wiedzieli mało, albo – w większości – nic. To znaczy, że Polacy w czasie wojny nie kolaborowali z Niemcami, lecz w dużej swej części byli – tak samo jak i Ukraińcy – ofiarami Rosjan, którzy w czasie i w wyniku wojny zajęli ziemie i polskie, i ukraińskie zarazem. Kolejny tom, „Gdyby Polacy nie byli Polakami”, ma wszelkie cechy „dalszego ciągu”, ale i wskazuje, że zainteresowania pisarza i jego poznawcza strategia się zmieniały. W przeciwieństwie do poprzedniego, ma więc charakter bardziej zróżnicowany. Cztery reportaże są niejako uzupełnieniami do poprzedniego zbioru. Mamy też ogólniejszy szkic o Czesławie Miłoszu, analogiczny do szkicu o Vincenzie oraz klasyczny w formie reportaż o podróży do Rapperswilu i zwiedzaniu tam, wspominania polskich pamiątek. Natomiast pozostałych 13 szkiców przynosi tematyczne i formalne nowości. Tematyczne generalnie w tym się zawierają, że Pestka rozmawia tu zasadniczo z ludźmi swojego pokolenia, opisuje wydarzenia aktualne, z lat nieco tylko poprzedzających wydanie książki. W tych 13 tekstach rozmówcami lub narratorami są: 1 Łotysz, 2 Polaków (rozmowy dotyczą łotewskiej Polonii), 2 Białorusinów, 2 Rosjan, 5 Ukraińców i jedna ich grupa. Jak na dłoni widać, na którym kraju pisarz zaczyna się koncentrować. (…)

Image
Wręczenie medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, od lewej Wojciech Pestka, Zbigniew W. Fronczek (Lublin 2017)

Generalnie, lektura „Gdyby Polacy…” przynosi wrażenie, że pomiędzy 2009 a 2018 rokiem Wojciech Pestka nieco zmodyfikował sposób i kąt patrzenia na naszych wschodnich sąsiadów (z martyrologicznego na aktualny), dostrzegł w tych krajach to, co współcześnie ważne i interesujące, zobaczył w nich byty samoistne, z własną historią i problemami, a na Ukrainie zyskał nawet znaczącą pozycję literacką (jak wskazuje bibliografia, po wydaniu „Do zobaczenia w piekle…”, zaczął być tam tłumaczony i wydawany) i towarzyską – wszak spotykał się i rozmawiał z nie byle kim. Trzeci tom reportaży to już praktycznie skoncentrowana na jednym temacie opowieść o najnowszych dziejach Ukrainy – bieżącej sytuacji politycznej i jej genezie, o kwestiach literatury, o krymskim konflikcie z Rosją i o wojnie z donieckimi separatystami. Temu ostatniemu tematowi poświęconych jest osiem tekstów składających się na w miarę całościową panoramę donieckiego konfliktu. Aby ją zestawić, Pestka dotarł do niebanalnych postaci Ukraińców zaangażowanych w konflikt, np. do kijowskiego multimilionera i posła, który nie ograniczył się do finansowania ukraińskich ochotniczych oddziałów, ale i sam pojechał na front, do pracownika naukowego, który najpierw działał w Samoobronie Majdanu, a teraz jest dowódcą kompanii w batalionie Ajdar, do snajpera z tego batalionu, do skrajnie prawicowego polityka, ukraińskiego patrioty walczącego z Rosją od lat dziewięćdziesiątych w różnych konfliktach i oczywiście w Doniecku. Dążąc do obrazu obiektywnego, rozmawiał także z Ukraińcami uchylającymi się od służby w ukraińskiej armii i bardziej pechowymi żołnierzami, np. z tymi, którzy przeszli niewolę u separatystów. Ich relacje pokazują „wstydliwą stronę” zwłaszcza początków konfliktu, kiedy to ukraińska armia regularna okazała się całkowicie do niego nieprzygotowana. Obraz dopełniają rozmowy z cywilami: prorektorem ukraińskiej uczelni ewakuowanej z opanowanego przez separatystów Ługańska oraz mieszkańcem strefy granicznej, którego rodzinę rozdzieliła wojna, żyjącym między żołnierzami ukraińskimi a separatystami, pół Rosjaninem, pół Ukraińcem, chcącym jakoś przebiedować na swojej przecież ziemi. Oczywiście, obiektywnie i w całej swej różnorodności przedstawiona jest tylko strona ukraińska, aby uzyskać wizję konfliktu w pełni obiektywną, należałoby oddać też głos separatystom, trudno jednak wymagać od pisarza podjęcia ryzyka kontaktu z nimi, bo – jak się zdaje – są trochę nieobliczalni. Czym mogą się skończyć próby dotarcia do nich, pokazuje reportaż pod znamiennym tytułem „Wojna nie zna się na żartach” – o tym, jak młody ukraiński dziennikarz postanowił zrobić reportaż wcieleniowy, więc „zaciągnął się na ochotnika do donieckich separów” [Pestka 2020, s. 7] i jakie żałosne dla niego skutki miała ta decyzja. (…)

Image
Spotkanie z autorem szkicu: od lewej prof. Wojciech Kajtoch, Wojciech Pestka (Kraków 2021)

Zasada pełnego obiektywizmu w sferze ujęcia tematu nie mogła być utrzymana – mam na myśli m.in. omawiane pierwsze dwa tomy reportaży, bo autor z oczywistych względów nie miał szans rozmowy np. z tymi, którzy kierowali wojennymi represjami wobec polskiej ludności Kresów, a także wykonawcami ich rozkazów – w większości nie żyli, a ci jeszcze żyjący nie chcieliby się ujawniać. Natomiast zasady obiektywizmu swojej relacji ze spotkania czy rozmowy Wojciech Pestka przestrzegał konsekwentnie we wszystkich tomach. Oddawał głos współrozmówcom, samemu najwyżej zarysowując sytuację rozmowy, dobierając relacje innych osób czy cytując jakiś dokument. (…)

Bywa, że lakoniczne i dramatyczne podsumowanie własnego losu pada z ust rozmówcy:

„Więc żyjemy, jak kto może, i tak o nas napisz, bez szans na ucieczkę i lepszy świat – ścisnął mi mocno dłoń – powoli przywykamy do okopów, do żołnierzy, do strzałów. Gdyby nie to wszystko, ten bałagan, pewnie byśmy się nie poznali, trzeba znajdować dobre strony nawet w takiej – uśmiechnął się przekornie – sytuacji, napisz więc, że żyjemy tu… bez gwarancji na życie” [Pestka 2020, s. 284].

Dr hab. Wojciech Kajtoch

Image

Nie mam gdzie wrócić
W KRĘGU TWÓRCZOŚCI WOJCIECHA PESTKI

WOJCIECH KAJTOCH

Image

Prezentacja pamięci
Wojciecha Pestki

© 2021 WOJCIECH PESTKA

Korzystając z naszej strony automatycznie przekazujesz nam informację o sposobie, zachowaniu, urządzeniu i czasie jej odwiedzenia.

Pliki cookies

Nieniejsza strona internetowa korzysta z plików cookies zapisywanych w twoim urządeniu, co umożliwia prawidłowe prezentowanie Tobie zawartych w niej treści. Możesz wyłączyć lub zablokować tylko tą domenę w twojej przeglądarce stron internetowych pozwolenie na zapisywanie plików cookies. Jednakże uniemożliwiając ich gromadzenie korzystanie z niniejszej strony może okazać się niemożliwe. Pliki cookies są niewielkimi porcjami danych i zawierają tylko i wyłącznie informacje ogólne na temat odwiedzonych adresów, nie przechowują żadnych danych osobowych.

Dane pamięci podręcznej

Strona niniejsza korzysta z danych tymczasowych zapisywanych na twoim urządzeniu. Dane tymczasowe są to składowe elementy niniejszej strony, jak na przykład zdjęcia lub obrazy tła. Zapisanie danych tymczasowych pozwala na płynniejsze działanie tej strony na twoim urządzeniu pozwalając na ich odczyt z pamięci podręcznej twojego urządzenia bez potrzeby każdorazowego pobierania tych samych elementów z serwera. W celu usunięcia tych danych wyczyść pamięć podręczną w swojej przeglądarce stron internetowych lub dane tylko dla tej domeny.

Wojciech Pestka

poeta, prozaik, tłumacz, scenarzysta