Histeria
Wysoki Zamek
Kraków 2017
ciemna jutrznia
Jakże samotnie siedzi miasto pełne ludu
prorok Jeremiasz
Od kiedy aniołowie mówią językiem udręki
Gorzkim językiem bezsenności, głodu
Gorączki ciała
Cierpienie drzewa
Wstrząsanego wilgocią i skręcanego bólem
Skarga naciągniętej cięciwy z owczego jelita
Modlitwa włóczni
Świerszcze
W metalowej puszce Mechanizm czasu
Ruchomy rysunek uwięzionej góry
Zielonej jak delikatne liście herbaty
Zbierane na łąkach Jerozolimy
Oparzone milczeniem
Trzepotanie motylich skrzydeł
Drżą wargi
Jestem.
Idę...
II.
Bezradne naczynia dłoni
Ręce szukające oparcia w ramionach
Moje nogi
Jedna obok drugiej zatrzymane w biegu
Schwytane w sidła
W sieci
Zawiązany mój język
Moja słabość
Podkrążone oczy wieczoru
Patrzą na winnicę
W dzień żałości
Piętnaście świec przywołuje mrok
Katedra boleści wyrasta wysoko nade mną
III.
Mamy swoje lata odmierzone
Przestaliśmy być dziećmi kamienia, brązu
Chłodnego żelaza
Światła które umknęło
Jak ostatni autobus
W pokojach piasku mieszka teraz wilgoć
Śmiertelna rosa
Dorośliśmy do wojny
Obłędu zabijania
Grudki chłodu na rękach
Nasze siostry trafi ły do domów publicznych
Nasi ojcowie do albumów niepamięci
Tam usychają
W ogrodach ciszy
Pod więżą kości
Na placach obozowych
Szukają pocieszenia
Nasi nauczyciele
Próbujemy uczyć się alfabetu
W pralniach chemicznych
Wśród nagrobnych płyt
Składać słowo kocham
Z mchu
Płaczu